Quantcast
Channel: bikestats.pl meteor2017 | Wycieczki | meteor2017
Viewing all 1840 articles
Browse latest View live

Trzech grzybiarzy na jeden grzyb

$
0
0
No dobra, aż tak dramatycznie to nie  byłot, zwłaszcza jak się wjechało głębiej w las, bo najwięcej ludzi na skraju lasu, albo blisko szos i głównych dróg leśnych. Ale i tak jest to już ta pora roku, gdy ludzie się zwiedzieli że są grzyby i ruszyli zbierać...  to jest ta pora, gdy jedzie się skoro świt, żeby inni nie zdążyli wyzbierać (a ja oczywiście świtkiem pod południe), zwłaszcza w żyrardowskim lesie, który aż taki duży nie jest, też raczej bardzo dużo grzybów  nim nie ma, ale za to ze względu na bliskość miasta, grzybiarzy jest w nadmiarze.

Niestety na miejscówce, z którą wiązałem największe nadzieje, trafiłem akurat na jakiegoś pana z rowerem wyłażącego z krzaków. I faktycznie, coś tam znalazłem ale niewiele, albo wyzbierane, albo jednak nie było zbyt dużo podgrzybków tym razem, albo jedno i drugie. Pojeździłem jeszcze tu i tam, i w końcu trochę grzybów się uzbierało.

- 56 czubajek
- 33,5 podgrzybka
- 9 zajączków (podgrzybków zajączków)
- 7 kozaków
- 2 surojadki
- 1 maślak zwyczajny
- 0,5 prawdziwka




Część grzybów zaatakowała pleśń, głównie niejadalne, ale trochę podgrzybków niestety też i to wcale niezbyt zgrzybiałych.



Było bardzo dużo czubajek, zbierałem same czubki (swoją drogą, to jest kolejna nazwa tego grzybka, ciekawe w jakim rejonie używana), a i tak nie wszystkie.



Kozaki też były.




Nawet prawdziwek się trafił, ale w połowie robaczywy.



Skusiłem się na dwie surojadki.



Grzybiarze...



Z grzybów jadalnych, których nie zbierałem - maślak pstry. Tak w ogóle już wiem skąd go znam, u nas co prawda rzadko się go spotyka, ale kiedyś jak szliśmy sobie wdłuż wybrzeża z Ustki na Hel, to w młodych sosenkach było ich zatrzęsienie (tylko większych, bardziej rozłożystych, stąd początkowo nie poznałem). Konsultując się z grzybiarzami, którzy mieli pełne kosze tego, też szybko nazbieraliśmy aż za dużo i jeszcze paru osób się popytaliśmy, by się upewnić co do grzyba. Miejscowi nazywali ten grzybek miodówką. Wieczorem ugotowaliśmy to na kempingu, ale faktycznie żadna rewelacja.



Opieńki, nowo wyrośnięta kępka, na pniaku były jeszcze starsze nóżki, bo ktoś już tu był i zebrał kapelusze. Też nie zbierałem, raz że słabo się na nich znam (nigdy nie zbierałem), a dwa że jak w zeszłym roku na próbę nazbierałem, to się zastanawiałem co z nich zrobić i wybów padł na "kotlety mielone" z opieniek. Równolegle zrobiłem też kotlety z podgrzybków, które były lepsze... tak więc dałem sobie spokój z opieńkami, zwłaszcza że i tak rzadko na nie trafiam.



Czernidłak kołpakowaty, jeszcze nie miałem przyjemności jeść :-)



Lakówka ametystowa, czyli podgrzybek denaturatowy... kiedyś nawet na próbę zamarynowałem, ale w końcu nie skusiłem się na degustację (link do zdjęć).



Purchawka, takie białe to nawet zbierałem i  jadłem potem smażone na słodko - całkiem, całkiem.



Z innych grzybów, niekoniecznie jadalnych - kolekcja surojadek, w tym jedna służąca jako leśne poidełko.






Takie maleństwa zbiorczo się u nas określa psiakami.




Trafiłem kilka tęgoskórów(chyba)  z zupą zarodnikową w środku. Trochę wyglądały jak żurek w chlebku.





Jakiś muchomor, całkiem ładny, ale nie wnikałem, czy jadalny.



Grzyb świerkowy ;-)


Data wpisu: 13.09.2017
Wszystkie km: 14.13

Zobacz komentarze(1) lub skomentuj.

Wysyp kań, kurki i inne okoliczności

$
0
0
140 kurek
28 maślaków
6 maslaków
17 podgrzybków
32 czubajki
3 prawdziwki
3 kozaki
1 podgrzybek zajączek
22 podgrzybki złotopore (zajączki)
26 kań

Po południu zapowiadali deszcze, więc postanowiłem szybko wyskoczyć do Puszczy Bolimowskiej, nazbierać szybko grzybów i chodu... ale plany panami, jednak z grzybami nic pewnego i zaplanować się nie da. Liczyłem na to, że miejscówka w której rok temu nazbierałem mnóstwo podgrzybków, wreszcie obrodziła, bo właśnie jest wysyp min. na podgrzybki w podobnych miejscach. Ale gdzie tam... albo ich nie było, albo zostały wyzbierane, albo jedno i drugie (grzybiarze co prawda byli głównie na skraju lasu, a nie w głębi, ale dalej też się zdarzali). Znalazłem kilka podgrzybków, a poza tym ogromny urodzaj czubajek - dużo, duże, zbierałem same łebki, a i to tylko co któreś.



No i tyle jeśli chodzi o szybkie grzybobranie. Nastawiłem się że mnie zleje i pojechałem na kolejne miejscówki. No i w sumie trochę tego i owego się nazbierało. Podgrzybków jakoś dużo w końcu nie było.



Udało się zebrać trochę zajączków, które prawie wszystkie były zdrowe... latem to już nawet się po nie nie schylałem, bo w 90% robaczywe, lub zapleśniałe. W ogóle latem grzyby bardziej robaczywe, teraz tylko pojedyncze musiałem odrzucić, lub odkroić ogonek. No i nie jest tak gorąco, człowiek nie chodzi spocony po lesie. Co jesień, to jesień.



lavinka pytała mnie ostatnio o maślaki, bo chciała ugotować z nich zupę. No to znalazłem, oprócz zwyczajnych, także kilka żółtych. Aczkolwiek zupa taka warzywna, w której pływa kilka grzybów... a dlaczego maślaki, a nie podgrzybki lub prawdziwki? Bo bardziej delikatne w smaku, a chodziło o to żeby zupy nie czuć było grzybami (co się udało). Ech lavinka, lavinka.




Kozaki też się jakieś trafiły.




Sporo kurek udało się znaleźć




Dużo też purchawek. Choć usmażone na słodko są bardzo dobre, to nie zbierałem, bo stwierdziłem że za dużo mam roboty z grzybami i nie będę miał się kiedy nimi zająć.




Lakówki ametystowe, choć też jadalne, to również nie zbierałem.



Jednak głównym bohaterem dzisiejszego grzybobrania były kanie, których w tym sezonie jeszcze nie miałem okazji zbierać. A teraz jest aż nadmiar. Trochę przesadziłem z nimi, bo początkowo zbierałem te mniejsze, a potem dopiero trafiłem na większe... jakbym od razu trafił na okazałe "talerze" to tymi małymi bym sobie głowy nawet nie zawracał. Wracając podrzuciłem kilka Werronie.



W ogóle te najmniejsze to możliwe że nie czubajki kanie, tylko jeden z  bardzo podobnych, też jadalnych gatunków -  czubajki gwiaździste.




Poniżej mała kaniowa galeria, a szczególnie młode, bardzo fotogeniczne kanie, których nie zbierałem.



















Podsumowując - może to dobrze że nie było tych podgrzybków, bo dzięki temu trafiłem na kanie i kurki. A w końcu mnie nie zmoczyło. Coś tam kropiło jak zbierałem kurki, myślałem że się rozpada ale przeszło. Pod Żyrardowem widziałem mokre asfalty, tam chyba większa chmura przeszła, ale ja drogę powrotną miałem na sucho.

Brama do lasu niestety padła :-(



Data wpisu: 16.09.2017
Wszystkie km: 54.61

Zobacz komentarze(3) lub skomentuj.

Z Klu na dworzec

Po Klu na dworzec

Leśny Żłobek, Leśne Przedszkole i Szkółka Leśna

$
0
0
Korzystając z ładnej pogody, zrobiliśmy Klusce wagary i zamiast do przedszkola, pojechaliśmy z nią do lasu. Leśny Żłobek, jak na to mówi lavinka... choć teraz z racji wieku raczej już Leśne Przedszkole, a ze względu na dzisiejsze elementy edukacyjne, to nawet Leśna Szkoła.

Leśne Przedszkole



Najpierw pojechaliśmy do Nadleśnictwa Radziwiłłów pod Puszczą Mariańską, gdzie jest urządzony punkt edukacyjny. Miejsce to wypatrzyliśmy już dawno i pora była wybrać się tam z Kluską.



Zaczęliśmy od leśnych zagadek, gdzie jest tablica z obracanymi tabliczkami. Z jednej strony wierszyk-zagadka, z drugiej obrazek i podpis.





Jest osiem zwierzątek i dla zmyłki drzewa na dziewiątej tabliczce (fotka - rewers zagadki)



Praca umysłowa zaostrza apetyt, toteż przerwa na kanapki i kawę.




Idziemy dalej - do drzew. I znowu zagadki, nieco trudniejsze tym razem, bo trzeba odgadnąć gatunki drzew. Stoją też pnie odpowiednich gatunków, choć te przydałoby się już wymienić na nowe, bo w sporej części kora już poodłaziła i poza brzozą nie bardzo się różnią między sobą.



A na nich rosną mchy i porosty.



Kolejna tablica - najfajniejsza. Zabawa polega na kręceniu korbką która obracała wałek z piktogramami, w ten sposób losowało się kategorię pytań. A na obracalnych sześcianach były po trzy pytania z każdej kategorii.

Gdzieś tutaj Klu ustaliła, że bawimy się w przedszkole numer 9, lavinka będziej panią Justynką (jej przedszkolanka), a my grupą przedszkolną. Dalej chodziliśmy w parach za panią Justynką... znaczy za lavinką.





- Co to jest szkółka leśna?
- To jest takie miejsce gdzie rosną małe drzewa, uczą się i mają swoją panią Justynkę i panią Marzenkę które im pomagają.



Dwa słupy - jeden ze ssakami, drugi z ptakami.




No i leśne cymbały.



Było też trochę tradycyjnych tablic informacyjno-edukacyjnych, ale one nas na długo nie zatrzymały.




Oglądamy co tam jeszcze - drzewka, głazy, tablice.





Gdzieś tam rośnie też mała kania.



No i fotka pamiątkowa na koniec.



Klusce bardzo się podobało, więc zarządziła powtórkę i musieliśmy oblecieć tablice z zagadkami jeszcze raz. W trakcie zagadek z korbką przyszła pani z nadleśnictwa (wcześniej przechodziła ze dwa razy obok) i przyniosła Klusce prezenty - książeczki o lesie, zwierzętach itp. odblaski, smyczki (z motylami, ptakami i tropami zwierząt), mapy nadleśnictwa (obejmują okolice Skierniewic, Żyrardowa, Sochaczewa) i drewnianą tabliczkę-kolorowankę.

Czasem warto być nadgorliwym, gdyby nie druga rundka naokoło, to byśmy się już zebrali i pojechali dalej.




W końcu kończymy drugą rundkę i jedziemy dalej. Kluska zakłada smyczkę, odblask i zabiera się za czytanie książeczki... a przynajmniej za oglądanie i pilnie ją studiuje po drodze.



Znajdujemy miejsce na rozwałkę w lesie... okazuje się, że prawie stanęliśmy na prawdziwku.
- Kluska patrz - prawdziwek.
- Moment, tylko skończę czytać.



Ja z Kluską ruszyliśmy w las za grzybami, a lavinka w spokoju rozwieszała hamak. Kurczę, trzeba było wziąć kluskowy koszyczek na grzyby... nawet o tym pomyślałem przez chwilę, ale nie wiedziałem gdzie jest, a potem się zapomniało. Dobrze że jakiś kubełek mieliśmy.



Podgrzybek - poznajemy jedną z ważnych cech podgrzybka, czyli sinienie.




Zajączek.



Jemu sinieją nie tylko rurki, ale i nóżka. A poza tym jak kapelusz jest popękany lub nadgryziony, to lekko tam różowieje (ale to dłużej trwa).





Pierwszy zbiór - nim lavinka rozwiesiła hamak.



Kolejna przerwa na kawę.



Borówki... co ciekawe, jeszcze kwitną.



Jak Kluska zaległa z lavinką w hamaku, ja ruszyłem w las dozbierać grzybów. Po pewnym czasie usłyszałem wołanie -Kluska mnie szukała, wkrótce mnie znalazły i kontynuowaliśmy grzybobranie razem.




Czubajek tym razem nie zbieraliśmy.



Udało się znaleźć kozaka.



Tak wygląda ostateczny zbiór.
- 32 podgrzybki
- 6 prawdziwków
- 2 kozaki
- 1 zajączek (podgrzybek złotopory)

Głównie podgrzybki, ale fajnie, że były w sumie 4 gatunki, to Kluska mogłem pokazać, że zbiera się różne grzyby (chociaż oczywiście w domu też jej wcześniej pokazywałem różne przywiezione grzybki). Takie ładne, młode łebki, że przeznaczyłem je na suszenie i rozwiesiłem nad kuchenką.



Jedziemy dalej, no to pora przeczytać kolejną książeczkę.




Na asfalcie spotkaliśmy małego zaskrońca, którego tradycyjnie przegoniliśmy w trawę, żeby nic go nie rozjechało.




O, pociąg!





Data wpisu: 19.09.2017
Wszystkie km: 40.58

Zobacz komentarze(2) lub skomentuj.

Weekend Bez Samochodu 0: Green Velo znienacka

$
0
0
Żyrardów >>> Siedlce >>> Czeremcha - Kuzawa - krzaki

Dzień Bez Samochodu... no, dla nas to dzień jak codzień, ale tego dnia w Kolejach Mazowieckich można było pojechać za darmo. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i wyruszyć na weekend już w piątek, dziecko wcześniej odstawiliśmy na dworzec (weekend z babcią u wujka, jak zwykle), a my złapaliśmy piętrusa bezpośrednio do Siedlec - oszczędzamy czas na braku przesiadki w Warszawie, a także na tym, że jest przyspieszony, nie zatrzymuje się na części stacji za Warszawą. Co prawda przesiadka w Siedlcach jest nieoptymalna, bo aż godzinę czekamy na szynobus.



Z Siedlec do Czeremchy jedziemy nowym szynobusem 222M (kiedyś już takim jechaliśmy w drugą stronę - fotki w tym wpisie). Jeszcze nie wyjechał na dobre z Siedlec, a już zaczyna szwankować... raz staje, drugi raz staje i przygasa światło, łapie opóźnienie. Hmm, ciekawe czy dojedziemy? No, my w zasadzie możemy dojechać nawet na rano - karimaty się rozłoży, prześpimy się, tylko z odpaleniem epigazu kierownik pociągu i może instalacja ppoż mogą mieć coś przeciwko. Trudno, na kolacji kanapkowej też przeżyjemy.

Już prawie zaplanowaliśmy noc w pociągu, aż tu nagle pociąg ruszył potem już jechał normalnie, nawet te kilka minut opóźnienia chyba nadrobił. Jak się okazało były problemy z napięciem, ale po wyłączeniu ogrzewania już było ok. No cóż, konstrukcja prawie prototypowa, powstały dwa egzemplarze, a my jechaliśmy tym pierwszym 222M-001, czyli tym samym co 2,5 roku temu (przy czym wtedy na trasie był jeszcze tylko jeden szynobus tej serii, drugi został zamówiony później).

W międzyczasie okazało się, że pani w kasie w Siedlcach nie wiedziała o Dniu Bez Samochodu i sprzedawała bilety, konduktor chodził i wypisywał coś tam na ich odwrocie, żeby podróżni mogli w kasie żądać zwrotu pieniędzy... jak znów będą w Siedlcach, bo w kasie wydania.



No i jesteśmy na miejscu, wypakować się z pociągu i w drogę. Na szczęście nie pada, choć po drodze mijaliśmy deszcze (na przykład za Siedlcami padało).



Ledwie wyjechaliśmy z dworca, a prawie spadamy z rowerów... Green Velo! No tak, jadąc pod wschodnią granicę, można się było spodziewać że się natkniemy na GV, ale jakoś o nim zapomniałem... może dlatego że jak kiedyś zastanawiając się nad jakąś trasą próbowałem na ich stronie odpalić mapę i sprawdzić czy nie natkniemy się na GV i może nam będzie po drodze, to mapa nie działała i się zraziłem. lavinka twierdzi, że mapa szlaku GV online zazwyczaj nie działa i jej udało się kiedyś ją załadować w środku nocy jak nikt nie korzystał ze strony.. teraz po powrocie sprawdziłem, mapa działa, może dlatego że jest już "poza sezonem rowerowym" i strona nie jest tak obciążona jak w sezonie.

Tak więc dziś znienacka wpadamy na szlak Green Velo, kawałek nim jedziemy bocznymi asfaltami, a potem skręcamy w piaszczystą drogę w las, dobrze że po deszczach, to jakoś dało się nią jechać. GV leci na Kleszczele, a więc jutro jeszcze się spotkamy.



W lesie mokro (od rana tu padało), z tego powodu, a także dlatego że już późno, nie rozpalamy ogniska, tylko kolację gotujemy na epigazie (lavinka chinszczaka, a z gara w lodówce wziąłem do słoiczka leczo z ziemniakami - mniam!).



No to weekend rozpoczęty - prognozy pogody mieszane, może popadywać, może nas nawet zlać. No trudno, jakoś przeżyjemy jakby co, ale liczymy że zbyt dużo i zbyt intensywnie nie będzie padać. Dobranoc.




.

Data wpisu: 22.09.2017
Wszystkie km: 7.86

Nie ma jeszcze komentarzy, Twój może być pierwszy.

A na Radom kury jadom 2: Złota Jabolowa Jesień

$
0
0
materac z mchu - Ulów - Waliska - Nowe Miasto nad Pilicą - Łęgonice - Nowe Łęgonice - Sadkowice - Szwejki Nowe - Szwejki Małe - Biała Rawska - Zawady - Studzieniec - Żyrardów (MAPA)

Galeria zdjęć z wyjazdu

Noc dosyć zimna - jakieś 2-3 stopnie, może dlatego poranek jakiś taki leniwy i zbieramy się wyjątkowo powoli.



Gotuje się woda na kawę.



A teraz grzeje się woda do mycia zębów.



Kawa zbyt szybko stygnie, więc trzeba kubek wstawić do podgrzewacza.



Spacer po lesie zaowocował zebraniem
- 9 podgrzybków
- 2 zajączków
- 1 sitka



Decyduję się nawlec je na nitkę i przytroczyć na bagażniku... a właściwie na namiocie.



Uśmiech grzybiarza.



A tak to wyglądało na starcie i po kilku godzinach jazdy w słońcu i wietrze... całkiem ładnie się podsuszyły, niesety parę odpadło na początkowym, wertepiastym odcinku, kiedy nie zaczęły podsychać, kurczyć się i lepiej trzymać na nitce.




No to pora wyjechać z lasu.




Pod lasem natykamy się na stary, opuszczony sad i napełniamy sakwy jabłkami. Obok są już nowe, niskopienne sady. Tak na marginesie - wjeżdżamy w strefę przejściową, są jeszcze tunele z papryką, ale pojawiają się też sady jabłkowe. Potem jest las, Pilica i za Nowym Miastem folii już nie ma, same sady.



Trochę drewnianej zabudowy po drodze... a droga przez las gruntowa i dziurawa niemożebnie. Do tego pobocza zawalone samochodami (sezon grzybowy), my jednak w dobrym miejscu nocowaliśmy - głębiej w lesie, podjechać samochodem za bardzo się nie dało, więc i grzybiarz z kulawą nogą nam się nie przyplątał z rana.




Kościółek, tzw. kaplica na Borowinie... obecnie w Waliskach. Ponoć wybudowany w XVII w. przy cudownym źródełku. W 1850 kuria zamknęła kościół i zakazała organizowania odpustów "z powodu odbywających się podczas odpustów burd i pijatyk".



Nepomuk



Furtka... ponieważ sama się otwiera, jest zastawiana kamieniem, który też jest pomalowany na zielono.




Na jednym z fotostopów minęło nas dwóch grzybiarzy... trochę gubili grzybów, bo chwile potem zauważyliśmy  jeden walający się na asfalcie.



Widok przez stawy i dolinę Pilicy na Nowe Miasto.



Przekraczamy Pilicę i rzut okiem z mostu na pałac.




W Nowym Mieście ruszamy poszukać pozostałości po Zakładzie Przyrodoleczniczym, bo o ile ostatnio udało mi się znaleźć budynek zakładu, to już pozostałości ujęcia wody nie. Tym razem znając już teren, przeanalizowałem dostępne zdjęcie (o stąd) i wytypowałem  potencjalną lokalizację... okazało się, że prawidłowo, bo faktycznie znaleźliśmy kapliczkę. Wyjaśniło się dlaczego poprzednio jej nie znalazłem - była na terenie ogrodzonym (choć da się na niego wejść), z dala od drogi i w krzakach.




Jako cokół służy rura ujęcia wody.




Kluczowy okazał się ten widok na budynki pozostałe po zakładzie, jak dotarliśmy w miejsce skąd tak je widać, to i kapliczkę dało się namierzyć. 




Od Nowego Miasta jedziemy trasą, która w znacznej części pokrywa się z tą, którą pokonałem 2,5 miesiąca wcześniej. Dlatego nie wrzucam teraz zbyt dużo zdjęć z Nowego Miasta, okolic i miejscowości na trasie, bo były już w odpowiednim wpisie.

Pod MiGiem



Górna część ulicy Pilicznej.




Nowy witacz, ostatnio był jeszcze ten stary.



Parę widoczków po drodze.





Z Łęgonic i Górki Zgody, żeby nie jechać szosą główną, objeżdżamy bokiem - trochę asfaltu, ale też trochę gruntówy. Po drodze okzało się, że górka zmieniła się z powodu żwirowni w dołek.





Babie Lato, a właściwie zaczyna się już Złota Polska Jesień... jesiony się złocą, niektóre gałęzie klonów też już łapią kolory, poza tym zielono. Co ciekawe, w Ameryce taką pogodę o tej porze roku nazywa się Indiańskim Latem (Indian Summer).





Jedziemy przez warecko-grójeckie zagłębie sadownicze.



No i na co ci było Szwejku tu przyjeżdżać? Nie wiedziałeś że na polskich drogach panuje prawo dżungli i trup się gęsto ściele? Ostatnio ten znak widziałem jeszcze w pionie.


Data wpisu: 01.10.2017
Wszystkie km: 88.06

Zobacz komentarze(5) lub skomentuj.

Rowerzystę stratowało stado zajączków

$
0
0
- 111 zajączków
- 14 kań
- 12 podgrzybków
- 9 prawdziwków
- 1 kozak

Ciepło, sucho i las pachnie suszonymi grzybami... grzybów było dużo, wręcz ciężko było postawić nogę by jakiegoś nie zdeptać, tyle że większość niejadalne. Jadalne też były, ale nie jakieś zatrzęsienie




No może poza zajączkami, których było zadziwiająco dużo (mniej więcej w jednym miejscu).




Data wpisu: 02.10.2017
Wszystkie km: 40.9

Zobacz komentarze(1) lub skomentuj.

Po klu do przedszkola

$
0
0
Na początek taki podsłuchany dialog zabawek Kluski:

- Umrzełaś?
- Nie, chciałam tylko troszkę pospać.
- To dobrze że nie umrzełaś. To by było troszkę szkoda.

A co tam dzisiaj dają do jedzenia?



Jesienny program nauki angielskiego (powiększenia - kartka 1, kartka 2)



Kasztany lecą... te kasztanowce przy przedszkolu to fajna rzecz, a że duże i mają sporą wydajność, to jak sezon kasztanowy na dobre się zacznie, starczy dla wszystkich dzieciaków i jeszcze zostanie. Kuba na przykład chyba codziennie upycha po kieszeniach i do czapki.




Odprowadziliśmy Wiktorkę i Kubę na przystanek autobusowy... w tym winobluszczu Kuba ma ukryty kijek, ale czego tam dziewczyny szukają, to nie wiem.


Data wpisu: 04.10.2017
Wszystkie km: 3.85

Zobacz komentarze(8) lub skomentuj.

Po Klu na dworzec

Z Klu na dworzec

Aronicja? Nie! Koniboro? Nie!

$
0
0
Odebranie Klu na dworcu i powrót do domu... było dosyć wesoło, bo Klu zna parę słówek po japońsku, ale zapomina,. I teraz na przykład pamietała kawaii, ale nie mogła sobie przypomnieć powitania (konichiwa) i włączył jej się przegląd słownika, czy może losowy generator słów. Mówiła jakieś wymyślone słowo, będące trochę losową zbitką sylab i stwierdzała że to nie to... niektóre nawet brzmiały trochę jak japońskie.
- Aronicja? Nie!
- Koniboro? Nie!
- ....

Trwało to dobry kilometr, albo i półtora, do samego domu. Pod koniec chyba wróciła do początku słownika:
- Kawaii... o, to było!

Data wpisu: 08.10.2017
Wszystkie km: 4.06

Zobacz komentarze(1) lub skomentuj.

Z Klu do parku

$
0
0
Korzystając z jesieni, dzisiaj po przedszkolu do parku. Ale najpierw trzeba coś zjeść, by mieć siłę biegać.



Przedszkolny, improwizowany parking rowerowy.



Już się drzewa żółcą, już sporo liści...




Ale najładniejsze, czerwone i pomarańczowe liście klonowe mamy  pod domem.


Data wpisu: 09.10.2017
Wszystkie km: 4.33

Nie ma jeszcze komentarzy, Twój może być pierwszy.

Po Klu do przedszkola i wystawa zdjęć

$
0
0
Kawolinka! Jak dzieciaki mówią na kawę Inka ;-) Oraz okazało się że Kluska lubi budyń, ponieważ jedna z jej ulubionych koleżanek w grupie też lubi... wcześniej tak nie za bardzo.



Poza tym na ogrodzeniu szkoły podstawowej nr 2 jest wystawa starych zdjęć z okazji 125-lecia szkoły. Ciekawe czy będą obchody 142-lecia przedszkola (w zeszłym roku obchody 141-lecia były).





Data wpisu: 10.10.2017
Wszystkie km: 2.82

Nie ma jeszcze komentarzy, Twój może być pierwszy.

Po klu do przedszkola i... gdzie te dynie?

$
0
0


Dziś Kluska postanowiła mnie poprowadzić tam, gdzie byli na wycieczce... w plawo, plosto, plosto, w lewo... a nie, dalej plosto, o telaz w lewo! I tak zaprowadziła mnie na rynek, tylko była zawiedziona, bo stragan z dyniami już się zwinął. A mieli malowane dynie.  Chyba chciała kupić dynię do domu, malowaną albo do pomalowania, ale pocieszyłem ją że akurat mamy dynię w domu i może ją pomalować.



W ogóle teraz mają w programie naukę o owocach i warzywach, teraz była ta wycieczka  na rynek, a  wcześniej wycieczka do warzywniaka - od tej pory bawimy się w domu w sklep z warzywami i owocami... prawdziwymi, a co! Poza tym przydała się kasa, którą kiedyś dostała. Kasa jest z kalkulatorem.
- Jeden dodać dwa... tsy złote.




Data wpisu: 12.10.2017
Wszystkie km: 3.64

Zobacz komentarze(1) lub skomentuj.

Tradycyjny Cyklogrobbing Liściopadowy

$
0
0
A, taka tam rundka po okolicy, bo dni już krótkie i jak człowiek się dalej wybierze to potem jest rypanie po nocy... i tak po zmroku wróciliśmy.




Cyklogrobbing zaczynamy cmentarzem z I wojny w Bolimowskiej Wsi.





Trafiła tu także macewa (choć kirkut jest gdzie indziej, ale tam obecnie nic nie ma).



lavinka zabrała znicze, ale zapomniała zapałek czy zapalniczki... no to w Bolimowie nabyła miotacz ognia z regulowanym płomieniem. A ja czekając pod sklepem rzuciłem obiektywem na kościół (tak, te pypcie w dolnej części wieży to pociski).



No i docieramy do celu naszej krótkiej wycieczki, czyli na cmentarz w Wólce Łasieckiej).



Tu też pociski... w tym wypadku mamy pewność, że to tylko skorupy (tzw. szklanki z rosyjskich szrapneli), a nie pełne pociski, bo sami je wmurowywaliśmy (a właściwie pomagaliśmy).



I tylko się zdziwiliśmy że nie ma płyt... ale nie, są tylko kompletnie zarosły.




Jedziemy dalej, a po drodze eksploracja małej chaupki w krzakach.



W zasadzie z pomieszczeń ostał się tylko pięknie obluszczony ganek.



No i maliny



Kapliczka w Jasionnej.




I niemieckie bunkry z 1944 tamże. Nie wbijamy się do żadnego, bo czasu do zmierzchu mało.




Most na Bzurze w Kęszycah i wodowskaz.




No, poziom wody konkretny po ostatnich deszczach... ostatnia łata w całości pod wodą.



Poprzez pola widok na tory, to i trainspotting z piętrusem się trafił.




A gdy byliśmy przy stacji przemknął Flirt.



W ten sposób docieramy do Borzymówki na kolejny cmentarz wojenny.





No i pora wracać... powrót ciężki, bo głównie pod wiatr, albo z wiatrem bocznym. Rzut okiem na kościół w Kurdwanowie.




Data wpisu: 05.11.2017
Wszystkie km: 70.9

Zobacz komentarze(4) lub skomentuj.

Trochę urbexowania

$
0
0
Jakoś nam zalegały dwie skrzynki po sąsiedzku - za blisko żeby specjalnie się wybrać, a z rowerem na miejscówkę nie da się wbić. Dziś więc podjechaliśmy tam właśnie specjalnie, najpierw rowerami na dworzec i za tunelem przypiąć rowery do stojaków na nowych park&ride.

Stojak bliżej wejścia do tunelu (czyli przejścia na perony) zastawiony na sztywno - tylko jedno miejsce było.



Za to drugi luźnawy - dalej od wejścia, a poza tym zasłonięty zadaszeniem tunelowy i może nie wszyscy o nim wiedzą. Na jednym i drugim po 10 stojaków (poza tym jeszcze jedno podobne stanowisko buduje się po drugiej stronie torów). Oczywiście część samochodowa na obydwu parkingach zastawiona na sztywno + cała okolica obstawiona. tyle tego.




Kawałek z buta, przecisnąć się przez szczelinę (kiedyś wchodziło się przez okna, ale zamurowali już dawno) i jesteśmy na terenie urbexu. To część zabudowań żyrardowskich zakładów za torami... tu była min. roszarnia, po wojnie tkaniny techniczne itp. A lavinka zapomniała wziąć telefonu z GiePSem i znaleźliśmy tylko jedną skrzynkę, oraz pierwszy etap drugiej (trzeba tu będzie jeszcze wrócić).











Cegiełki różne... a żeby nie wrzucać żenującego dystansu na bikestatsa, to powrót przez miasto nieco naokoło z zahaczeniem o jeszcze jedną skrzynkę, której lavinka jeszcze nie miała.




Data wpisu: 06.11.2017
Wszystkie km: 10.6

Zobacz komentarze(6) lub skomentuj.

Jubileuszowe spotkanie z huannem

$
0
0
Wyjechaliśmy na spotkanie z huannem, który jechał z Łodzi do Warszawy i któremu po drodze stuknęło 100 000km na tym rowerze. Chłodnawo, boczny wiatr i w ogóle... tradycyjny stopik na Pisi Gągolnie.



Umówiliśmy na strategicznie położonym przystanku w Szymanowie... byliśmy tam ze sporym zapasem, ale nie czekaliśmy bardzo długo, bo i huannowi udało się szybciej dojechać. Nie siedzieliśmy tam zbyt długo, żeby nie marznąć i dalej ruszyliśmy razem.

Rozlewiska nad Pisią połączonych wód w Szymanowie.



Rowerzyści w Kaskach? To musi być gmina Baranów!



Głowna rozwałka w Kaskach przy nowo wybudowanej tężni na tyłach biblioteki gminnej.



Tężnia już nie działa, dlatego próbujemy się inhalować wywąchując resztki solanki spomiędzy gałązek.



Między Szymanowem a Kaskami wyszło na chwilę słońce i zrobiło się przyjemnie ciepło, ale potem zaszło z powrotem i znów powiało chłodem. A ponieważ  lavinka skarżyła się, że marzną jej końcówki (dłonie i stopy), to choć planowaliśmy początkowo potowarzyszyć huannowi nieco dłużej, to jednak zaraz za Kaskami pożegnaliśmy się i odbiliśmy w kierunku Żyrardowa.

Pisia Tuczna i rozlewiska... oczywiście z dedykacją, jakżeby inaczej.




huann jak zwykle dostarczył nam pakiet materiałów promocyjno-turystycznych. Tym razem np. książeczkę Śladami Reymonta w łódzkim, czy przewodnik mazowieckiej części Szlaku Frontu Wschodniego. Oprócz tego garść pomniejszych broszur, nowy Bitewnik Łódzki, trochę smyczek i innych fantów przydatnych do napełniania skrzynek, np. cały pęk smyczek łęczyckich (szkoda że nie mieliśmy takich jak byliśmy tego roku w Łęczycy, byśmy tam wrzucili do skrzynki).



Co do Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej, to z tej publikacji wreszcie dowiedziałem się jaki ma przebieg w woj. mazowieckim., bo do tej pory nigdzie nie widziałem (były tylko lokalizacje tablic). Tak w ogóle, to jest to szlak samochodowy (ciekawe, czy ktoś w ogóle korzysta z takich szlaków?), który powstał na stulecie I wojny. Miał przebiegać przez 8 województw i zdaje się że wg. planów miał być ukończony w 2015, przy czym w małopolskim tablice stały już na początku 2012 (jeśli nie wcześniej), a w łódzkim drogowskazy stawiano jakoś na przełomie 2015/16.

Problemem tego szlaku jest to, że nie ma jednej strony na której można by znaleźć jakiś ogólny przebieg szlaku... przy czym po internetach można znaleźć mapkę z projektem całego szlaku (mapa jpg) i może nawet nie warto by jej linkować, bo w części województw ostateczny przebieg różni się trochę, a czasem całkowicie od tego projektu, gdyby nie to że trafił na materiały oficjalne (np. mapa łódzka, przewodnik świętokrzyski).

W ogóle w każdym województwie inaczej, a do informacji o szlaku i jego przebiegu w poszczególnych województwach nie tak łatwo dotrzeć... czasem są jakieś publikacje papierowe (mapa, przewodnik) jeśli uda się je zdobyć i tylko niektóre dostępne w wersji cyfrowej, czasem jakaś specjalna strona szlaku, czasem jakieś mapki krążą po internetach, czasem są na tablicach w terenie... a właśnie, w terenie też jest różnie, czasem są to tylko tablice przy obiektach na szlaku (mazowieckie), czasem tylko drogowskazy na trasie (łódzkie), czasem jedno i drugie (małopolskie, podkarpackie), a w pozostałych województwach nie wiem.

Poniżej małe zestawienie materiałów online do których udało mi się dotrzeć, dołączam jpg-i mapek znalezione w internecie luzem, czasem konwertowałem z przeodnika w pdf-ie, albo robiłem zdjęcia z materiałów papierowych niedostępnych online. Może jednak ktoś chce skorzystać z tego szlaku i mu się przyda :-)


MAZOWIECKIE - mapa północ (jpg), mapa południe (jpg), strona szlaku z tablicami

ŁÓDZKIE - mapa (jpg) + legenda (jpg)

ŚWIĘTOKRZYSKIE - przewodnik (w 3 plikach + mapa 100 MB) (linki)

MAŁOPOLSKIE - mapa (jpg),  mapa (online), przewodnik (linki), oraz strona szlaku

PODKARPACKIE - szlak 1 mapa (jpg), strona szlaku 1szlak 2 mapa (jpg)

LUBELSKIE - mapa (online)

PODLASKIE - nic nie znalazłem, w ogóle tam powstał?

WARMIŃSKO-MAZURSKIE - mapa (jpg), przewodnik (pdf)

Data wpisu: 12.11.2017
Wszystkie km: 36.9

Zobacz komentarze(6) lub skomentuj.

Do Wwy tędy i owędy

$
0
0
Z wiatrem, kierunek Warszawa... pod Baranowem i pod Stanisławowem, aż chce się zanucić:

Tu na razie topielisko
Ale będzie Looo-otnisko!




Wodoloty już mogą lądować. A tak na marginesie przy budowie Centralnego Portu Kosmicznego... tfu, Komunikacyjnego mają przesuwać Pisię Tuczną.

- O! Co to są te?
- Pasy startowe!
- Aha...
- Panie dyrektorze, tu jest Pisia Tuczna!
- A to nie nie nie, to nie... nie nie. A nie, dobrze! To Pisię Tuczną damy tutaj, a ten niech sobie stoi w zieleni.

(źródło na jutubce, bo co oryginał, to jednak oryginał :-))

O tym że kolej do CPK jest już prawie gotowa wspominałem, prawda?




Po drodze sprawdzam kościoły, których jeszcze nie sprawdziłem pod kątem pocisków... nie miałem wielkich nadziei, a jakoś mi nie było po drodze się tu szwendać, albo nie miałem specjalnej ochoty wbijać się w bardziej zurbanizowane rejony bliżej Warszawy. Jednak jazda po mieście, to przy dzisiejszym ruchu to ciężki kawałek chleba.

W Grodzisku pocisku oczywiście nie znalazłem, ale sfociłem taką oto tablicę na kościele:



A pod jednym ze sklepów z zabawkami.



Od Grodziska do Warszawy trwa remont linii podmiejskiej, tory zdjęte... tu w Milanówku. A w Piastowie pociąg ostatnio zahaczył o naczepę, która za bardzo wystawała na skrajnię. Tiaaa,  nawet jak jest remont sąsiedniej linii to co i raz są opóźnienia, bo a to awaria rozjazdów, a to ekipa remontująca się źle ustawi i pociąg zahaczy, a to śmo, a to owo...




Jedna z chałupek w Milanówku. W ogóle teraz jest dobry sezon na Milanówek, czy Podkowę Leśną, bo wille nie są zasłonięte przez krzaki.



Kościół w Milanówku - pocisków też brak (tablice informacyjne - kościół, szlak chopinowski)




Krypta, ale zamknięta.



Pomnik Szopena (jak do niedawna jeszcze pisano), nie jest tu bez powodu. W latach 1944-45 tutaj bowiem przechowywano urnę z jego sercem.




A to już Brwinów i krzyż upamiętniający miejsce egzekucji Powstańców Listopadowych. Do niedawna takiego zdjęcia nie dało się zrobić, bo krzyż był obparkowany przez samochody (tylko patrzeć, aż któryś uszkodzi ogrodzenie), ale teraz na podjeździe są ustawione donice kwiatowe.




Cmentarz w Pruszkowie - kwatera z I wojny. Gapa ze mnie, bo jak ostatnio tu byłem robić zdjęcia kwatery z II wojny, to tę przegapiłem choć jest obok... wiedziałem że gdzieś na tym cmentarzu jakieś groby z I wojny są, ale wtedy sobie już odpuściłem szukanie, a dziś znalazłem zanim zacząłem szukać.





Regulamin cmentarza z 1961, bardzo ciekawy (powiększenie). Nawet nie chodzi o zakaz jazdy rowerem, choć w małych miastach i na wsiach babcie i dziadki często dojeżdżają do grobów na rowerach (a taki punkt regulaminu raz jest, a raz nie ma). Chodzi mi na przykład o:
- zabrania się obierania drogi przejściowej przez cmentarz
- spacerowania dla rozrywki
- za modlitwę na cmentarzu za zmarłych uzyskuje się odpust 7 lat przez cały rok
- odpust zupełny w oktawie dnia zadusznego S.C.P. 31-X-1934 r.



Pospacerowałem sobie po cmentarzu... poniekąd dla rozrywki, bo takie spacery o walorach poznawczych mają w sobie elementy edukacyjne, krajoznawcze, historyczne, ale i rozrywkowe (przynajmniej dla mnie).



A oto grób byłego prezesa Sokoła (inskrypcja)




Jest trochę tego typu grobów, chyba w większości z międzywojnia... wygląda na robotę jakiegoś miejscowego kamieniarza. Wzory się powtarzały. Na cmentarzu w Pruszkowie-Żbikowie jest ich mniej, ale jeden na pewno widziałem.




Przy tunelu na stację... z jednej strony barierki ze stojaków rowerowych.



I jeszcze wieża ciśnień obok.



Pruszków-Żbików, to jedyny dziś na trasie kościół z pociskami. Nic nowego nie odkryłem, bo miałem je namierzone i nawet na zdjęciach, ale słabej jakości (bo nie wiedziałem, że tam są gdy im robiłem). Teraz zdjęcia niewiele lepsze, bo pochmurno, ciemno, pociski wysoko, a mój aparacik robi takie sobie zdjęcia na dużym powiększeniu i gdy oświetlenie słabe. Ale sprawdziłem, że poza tymi trzema w wieży nic więcej nie ma.




Plebania



Jeszcze myk na żbikowski cmentarz - grób weterana Powstania Styczniowego (powiększenie)



Mogiła Legionisty rannego w 1916, a zmarłego już w rodzinnych stronach w 1918. Raczej błędnie napisali, że pod Stochodem... powinno być raczej nad Stochodem, bo Stochód to rzeka. W 1916 ruszyła rosyjska ofensywa (tzw. ofensywa Brusiłowa), w jej trakcie Legiony stoczyły bitwę pod Kostiuchówną i musieli się cofnąć właśnie na linię Stochodu, gdzie front zaległ do 1917.




Znalazłem jeszcze taki ciekawy grób... hmmm, pod Lesznem? Coś mi zaczęło świtać, bo coś tam czytałem przy okazji szukania kościoła mariawitów w Lesznie. W domu sprawdziłem że rzeczywiście, w 1906 roku mariawici przejęli miejscowy kościół, ale proboszcz z sąsiedniego Zaborowa zorganizował wyprawę zbrojną, odbyła się bitwa i kościół został odbity, a w następnych latach mariawici wybudowali nową świątynię (wiki).




No i tyle, bo wieczór i coraz ciemniej i już po nocy do Warszawy zajechałem.

Data wpisu: 14.11.2017
Wszystkie km: 62.21

Nie ma jeszcze komentarzy, Twój może być pierwszy.

Po klu do przedszkola

$
0
0
Czym mi dziś nakarmili dziecko



Grudzień poznajemy po tym, że wszystko przystrojone świątecznie - korytarz wejściowy do przedszkola też.



W szatni wystawa choinek




Coś dla huanna, choinka z makaronu (tylko trochę niewyraźna mi wyszła).



Data wpisu: 11.12.2017
Wszystkie km: 2.85

Zobacz komentarze(5) lub skomentuj.
Viewing all 1840 articles
Browse latest View live